środa, 18 czerwca 2014

przeciążone głowy



Zastanawiam się ostatnimi czasy, ile razy w ciągu minionych tygodni byłam stuprocentowo skupiona na tym co robię? To pytanie nie wzięło się znikąd. Kilkukrotnie złapałam się na tym, że wykonuję w jednym momencie kilka czynności a w związku z tym właściwie żadnej nie wykonuję z pełnym zaangażowaniem.
Chwila refleksji naszła mnie kiedyś, gdy przy włączonych w telewizji wiadomościach wykonywałam na komputerze swoją pracę i jadłam kolację - wszystko na raz. Niby nic wielkiego, bo prawdopodobnie większość spośród moich znajomych funkcjonuje w ten sposób, ale.. W gruncie rzeczy robiąc to wszystko nie robiłam chyba nic tak jak trzeba: z wiadomości coś tam raz na czas przykuło moją uwagę, kolację pochłonęłam nawet nie wiadomo kiedy i cholera wie jak smakowała, a w związku z tym praca na pewno zajęła mi więcej czasu niż powinna. No i tak sobie myślę - czemu służyć ma ta współczesna wielozadaniowość?



Powiedzmy sobie szczerze, sytuacja którą opisałam nie jest przecież niczym niezwykłym. Pracujemy i studiujemy, bo ani jedno ani drugie solo nie jest wystarczające. Na półkach obok łóżka mamy przynajmniej kilka rozpoczętych książek w trakcie których czytania właśnie jesteśmy. W przeglądarce pootwieranych pierdyliard zakładek, bo jak będzie czas to trzeba zaglądnąć. Jedyną możliwością oglądnięcia filmu w całości (bez przerwy na herbatę, siku, fejsika, telefon) jest wycieczka do kina. Nie wiem czy potrafię zliczyć ilość moich interakcji z przestrzenią internetową podczas nauki.. Nie mówię już nawet o sytuacjach podręcznikowych w których podczas spotkań towarzyskich jesteśmy właściwie w kilku miejscach na raz: tam gdzie jesteśmy fizycznie, na czacie z kolegą i w sms'ach ze znajomymi z innego miasta.

No i prawdę powiedziawszy trochę mnie to boli, trochę przeraża. Człowiek się rozwinął, człowiek żyje szybko i podobno przetwarza w ciągu jednego dnia tysiąc razy więcej informacji niż jego starożytny pradziad Sokrates. Z jednej strony cieszy mnie to niezmiernie, bo jestem raczej z tych którzy wolą wiedzieć niż nie wiedzieć - nawet, jeśli wiedza nie jest wygodna. Siedząc w domu odkrywam tajemnice, o których mędrcom się nie śniło, z zainteresowaniem obserwuję na Instagramie co jakiś tam hindus zjadł dzisiaj na kolację, jednocześnie martwię się tym jak wiele z tego co mogłabym się dowiedzieć i co mogła bym przeżyć umyka mi pośród kompilacji z głupimi filmikami.

Pozostawię bez puenty, przepraszam. Można by się w sumie powołać na mądre psychologiczne porady, ale mają one to do siebie że pozostają tylko mądrymi psychologicznymi poradami. Jak wypośrodkować potrzebę dostosowania się do tych szybkich czasów, które narzucają ten tryb "jak najwięcej, jak najszybciej" (kosztem jakości) z chęcią przeżywania wszystkiego w teraźniejszości i powolnego smakowania?
Mam jedną odpowiedź: JAKOŚ TRZEBA.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz