środa, 25 marca 2015

Ludzkość jest słaba, czy my ułomni?

Każde pokolenie jest pod jakimś względem pierwsze. Każde jest świadkiem narodzin nowych wynalazków, dzieł sztuki, ideologii, wydarzeń historycznych. Moje pokolenie jest pod tym względem wyjątkowe. Na naszych oczach, zanim pozbyliśmy się pampersów - świat stanął na głowie. Mamy teraz mniej więcej 20-30 lat.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które wychowywało się mając dostęp do internetu. Przy okazji, na naszych oczach postać internetu zmieniała się wielokrotnie, często z naszą pomocą.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które chcąc zdobyć jakąkolwiek informację, wykonuje kilka ruchów rękami.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które nie wychodząc z domu, może zobaczyć jak wygląda świat z każdej perspektywy. Google street view pozwala nam przechadzać się po niezliczonej ilości miejsc. Na streamach obserwujemy jak wygląda kula ziemska z kosmosu, ulice większych i mniejszych miast w wielu krajach. Oglądamy zdjęcia prywatne z życia nieznanych nam ludzi na Instagramie.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które tak dosadnie dostrzega skalę nieszczęść na świecie. Na wojnę przez szkło monitora zaglądamy jak do sąsiedniego ogródka. Jest ich tak wiele i każda niesie za sobą taki ogrom nieszczęść, że nikogo nie dziwi malejąca wrażliwość. Kto byłby w stanie funkcjonować z takim obciążeniem? Widzimy wykorzystywanych pracowników w Azji, gwałcone kobiety w Indiach, ginące dzieci w Afryce, biedę za wschodnią granicą. I co? I nic, zaczynamy godzić się z tym, że na świecie tak po prostu jest. Lub zachowujemy pozory, że jesteśmy z tym pogodzeni.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, dla którego komunikacja między kontynentami trwająca co najwyżej kilkanaście godzin jest czymś absolutnie normalnym! Na przedszkolnym podwórku wołaliśmy "Panie pilocie, dziura w samolocie!". Świat bez lotnisk dla nas nie istniał.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które robi sobie selfie. Pierwszym, któremu od maleńkości wpajano "możesz być kim zechcesz", "jesteś tego wart/a", "najważniejsze, żebyś był szczęśliwy", "bądź sobą". Ty, ty, ty! Czyli Ja - Ja jestem najważniejszy, mi się wszystko uda, ja będę szczęśliwy. Tego mam wymagać od życia.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które w dzieciństwie było bombardowane reklamami.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem mającym tak wielką wolność wyboru i swobodę. Być może Polska jest zaściankowa, może nietolerancyjna. Znam jednak ludzi różnych wyznań, o różnych poglądach politycznych, gejów, lesbijki. Znam czarnych, skośnookich, Niemców, Anglików, Hiszpanów. Niepełnosprawnych i upośledzonych. Znam też głupich, puszczalskie i stare panny. Nikt nie jest linczowany, według prawa każdy jest równy - a z perspektywy dziejów, to już dość dużo. Społecznie może jeszcze raczkujemy, jesteśmy jednak na co dzień politycznie poprawni, przynajmniej w realu.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, w którym zmieniło się znaczenie dziecka w rodzinie. Staliśmy się pełnoprawnymi członkami społeczności, którzy powinni być traktowani z większym szacunkiem. Stwierdzenie "dzieci i ryby głosu nie mają" powoli na naszych oczach odchodzi do lamusa. Zyskaliśmy swoje własne prawa dziecka, a wszelkie próby krzywdzenia są ostro szykanowane. Dzieci stały się pępkiem świata.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może dzielić się swoimi poglądami na szeroką skalę. Odkąd mamy internet, każdy może mieć coś do powiedzenia. I każdy ma. Większość z nas jest specjalistami od wszystkiego. Każdy ma swoje zdanie każdy temat i chętnie je wyraża. Często zbyt chętnie. Każdy z nas może też wszystko bez oporu krytykować, zmieszać z błotem i obrazić. W realu poprawność polityczna, w sieci hejterstwo.

Jesteśmy pierwszymi kobietami, dla których wybór ścieżki zawodowej jest czymś naturalnym. Rzadko rozważamy opcję zajmowania się wyłącznie domem. Oczywiście nasze mamy często również pracowały i pracują, to one były najpierwsiejsze. Dla nich jednak sytuacja związana z wyborem była stosunkowo nowa. Dla nas (pomijając okres opieki nad dzieckiem), brak pracy mógłby być czymś zadziwiającym lub dołującym. W świecie który zastałyśmy od dzieciństwa przygotowujemy się do wykonywania zawodu.
Jesteśmy też pierwszymi mężczyznami, którzy muszą zaakceptować i dopasować się do tej sytuacji.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, dla którego nie istnieją kanony sztuki. Każda muzyka jest dobra, bo każdy ma prawo mieć inny gust. Każdy może zostać artystą, bo każdy może wyrażać się na swój sposób. Każdy może krytykować bo każdemu podoba się co innego. Żyjemy w czasach, w których wystarczy zerzygać się po imprezie, zrobić zdjęcie i nazwać to sztuką.



Przy okazji, jesteśmy pierwszym pokoleniem bez tabu. Widzieliśmy już autentycznie wszystko. Każdego pryszcza na tyłku Miley Cyrus, każdą możliwą pozycję seksualną na RedTube. Jeśli zbłądzimy zbyt daleko, możemy zobaczyć na własne oczy nawet stosunki ze zwierzętami! Gdy dzieje nam się coś paskudnego na ciele, radzimy się wujka Google i dowiadujemy się że ropa w okolicy paznokcia oznacza coś takiego, a znamię koloru czarnego coś innego. Ba! Możemy nawet porównać swoje z innymi. 100 zł za wizytę u dermatologa ciągle na naszym koncie.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem kultu młodości. Jasne, tysiąc i sto lat temu również próbowano wynaleźć eliksir wiecznej młodości. Autorytet miała jednak starszyzna, doświadczona i mądra. Dziś telewizja pokazuje nam pomarszczonych i siwych tak rzadko, jakby byli eksponatami niewartymi uwagi. Starzy się nie znają, nie nadążają. W życiu codziennym "stare baby" i "stare dziady" zawadzają nam w tramwajach. Czujemy się niekomfortowo gdy nas zaczepiają, a przecież oni tylko proszą o odrobinę uwagi. Nie mamy czasu na starych.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które tak przyspieszyło. Wszystkie te technologie, pomocne bądź nie sprawiły, że żyjemy w ciągłym biegu. Chcemy nadążać nad wydarzeniami, trendami, nowinkami - najlepiej z każdej dziedziny. Ostatecznie z każdej pobieżnie. Znamy wszystkie nowe knajpy w mieście, wiemy z kim warto się zadawać, jakich apek używać, co czytać, na co iść do kina. Czasem mam wrażenie, że na samo "nadążanie" potrzebujemy tyle czasu, że nie starcza by gdziekolwiek się wybrać.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem zrewolucjonizowanym seksualnie. Z seksem nie czekamy do ślubu (o ile w ogóle decydujemy się na śluby). Wiem, wcześniej też nie każdy czekał. Ale my robimy to całkiem oficjalnie. Również oficjalnie, choć może ciut dyskretniej imprezy kończymy w łóżku nieznajomej/go. Nie nabieramy rumieńców, na dźwięk słowa "seks".

Dużo tego. Tutaj i tak pewnie o wiele za mało. Jesteśmy pierwsi, pierwsi do bólu w tak wielu sprawach. Mam jednak wrażenie, że nie jesteśmy pierwsi - wygrani. Pierwsi wystartowaliśmy, lecz w drodze na metę zdążyliśmy się już porządnie pogubić. Dorośli zarzucają nam egocentryzm i roszczeniowość. Jacy oni byli by w naszej skórze?





środa, 18 marca 2015

Kim będę w przyszłości?

Był taki okres w moim życiu, gdy wyjątkowo intensywnie zastanawiałam się „kim będę w przyszłości?”. Miałam wtedy pewnie koło 13-16 lat i wcale nie chodziło mi o pracę, którą będę wykonywać. To też, ale w gruncie rzeczy zawód nigdy nie miał dla mnie największego znaczenia. Byłam w tym okresie okropnie wrażliwa, idealistyczna do bólu. Chciałam być dobrym człowiekiem i to było dla mnie najważniejsze.
Zupełnie nie myślałam o tym ile będę zarabiać. Raz na trzepaku pokłóciłam się z koleżanką z podwórka która wyznała mi, że jest materialistką i pieniądze mają dla niej duże znaczenie. Zupełnie nie umiałam tego pojąć. Wiedziałam, że pieniądze są – owszem – potrzebne, ale oczami wyobraźni widziałam swoje przyszłe życie w przyczepie kempingowej na plaży , latającą z cyckami na wierzchu dookoła ogniska. Taka była ze mnie hipiska.
W innej wersji widziałam swoją przyszłość w roli opiekunki dzieci autystycznych, która w domu chowa pięcioro swoich własnych pociech, wpajając im pacyfistyczne zasady współżycia w społeczeństwie. Lub wizualizowałam sobie perspektywę rozmarzonej artystki, mającej swoją ławeczkę gdzieś na plantach i  skrobiącej wiersze do odrapanego starego zeszytu.

Nie chcecie wiedzieć jak wiele było tych wizji przyszłości i jak bardzo były one odjechane.

Gdzie tam prawnicy, sławni naukowcy, celebryci i biznesmeni. Niektóre dzieci marzyły o tym, by w przyszłości zostać bogatymi piosenkarzami lub prezydentem. Żeby mieć willę z basenem i nieskończoną ilość atrakcji. W mojej dziwacznej głowie rodziły się w tym czasie wizje sklepików z antykami lub odtwarzania ról na deskach zakurzonego teatru.



Zastanawiam się dzisiaj, co pomyślała by tamta romantyczna dziewczynka, widząc moje dzisiejsze życie i poczynania. Czy była by ze mnie dumna czy rozczarowana? Może przeraziło by ją, że w wieku 25 lat nie założyłam jeszcze rodziny? Albo pozazdrościła by, że coraz mocniej stąpam po ziemi?


Mam wrażenie, że mimo iż wszystko jest teraz zupełnie inaczej niż wtedy – niewiele zmieniło się w tym idealistycznym, trochę zbzikowanym charakterze. Jestem teraz dorosła. Doceniam i rozumiem rolę pieniędzy w życiu. Ale nadal najważniejsze dla mnie, to być w życiu dobrym człowiekiem. Więc staram się na prawdę mocno. I wyobrażam sobie z zadowoleniem, jak to będzie za paręnaście kolejnych lat? 

W międzyczasie natknęłam się na arystotelesowską ideę złotego środka. Całe szczęście!