niedziela, 29 czerwca 2014

Kubrick czyli pracowitość



Uwielbiam kino a oglądanie filmów jest jedną z moich ulubionych czynności, naprawdę! Muszę jednak przyznać, że jeszcze parę miesięcy temu uboższa byłam o trzy klasyki kinematografii (z całego bezmiaru klasyków, z którymi jeszcze się nie zetknęłam), a nazwisko Kubrick znałam jedynie ze słyszenia. Jakiś czas temu mój chłopak ze zdziwieniem dokonał odkrycia, że nie oglądałam nigdy "Mechanicznej pomarańczy" i natychmiast postanowił wyedukować mnie w tej kwestii, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna! Prawdopodobnie nie do końca zrozumiałam ten film i pod koniec moje uczucia były mocno mieszane (choć z perspektywy czasu doceniam go coraz bardziej), ale scenografia i muzyka od razu zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Chwilę później okazało się, że w Krakowskim Muzeum Narodowym otwarta została głośna wystawa dotycząca twórczości Kubricka i za punkt honoru postawiłam sobie (przed odwiedzeniem muzeum) znaleźć czas na oglądnięcie słynnej Odysei Kosmicznej oraz (mimo, że nie lubię horrorów) Lśnienia. Trzy filmy to prawdopodobnie o wiele za mało, ale wystarczyło by czerpać przyjemność z wystawy.
Nie zamierzam nikomu spoilerować więc oszczędzę szczegółowego opisu tego co zobaczyłam. Było warto - to z pewnością. Opuściłam to miejsce pełna przemyśleń i to nimi chciałabym się podzielić.
Po pierwsze wyznaję swoje grzechy i obiecuję poprawę. Po wyjściu z muzeum naszła mnie przygnębiająca myśl (bardzo z resztą oczywista, nie było to odkrycie Ameryki - jedynie zaczęła doskwierać troszkę mocniej) dotycząca marnotrawienia czasu i przestrzeni w głowie na gówniane treści. Obiecałam sobie zatem, że przyłożę się bardziej do przerywania głupich czynności, jeśli zorientuję się że jestem w trakcie ich wykonywania - żegnaj "Na wspólnej" oglądane do kolacji, żegnajcie głupkowate kompilacje z youtube, żegnaj sadisticu! Zbyt cenna jest powierzchnia fałd mojej kory mózgowej.
Po drugie - nie będzie mi żal, jeśli w zaoszczędzonym czasie oglądnę pozostałe filmy Kubricka. Wystawa miała to do siebie, że nawet osoba nie znająca ani jednego filmu wyszła by z niej prawdopodobnie usatysfakcjonowana i zainspirowana. Jest więc kilka pozycji, których w przeciągu najbliższych miesięcy sobie nie odpuszczę!



No i kolejna rzecz - Pan STANLEY KUBRICK! Geniusz, artysta w czystej postaci. Jego osobowość zaparła mi dech w piersiach. Wszystkiego dowiecie się na miejscu, nie mogę jednak nie wspomnieć o tym, co mój zachwyt wzmaga najbardziej i na co polecam zwrócić uwagę: PRACOWITOŚĆ. W dzisiejszych czasach, gdy dewizą ogromnej liczby osób zdaje się być hasło "Jak tu robić by zarobić i się nie narobić?!" systematyczność i ogrom pracy jaką Kubrick wkładał w wykonanie każdego swojego dzieła dosłownie powala z nóg. Na prawdę nie potrafię opisać podziwu który czułam czytając jego korespondencję i analizując schematy w których co do sekundy zapisywał czas trwania i opis poszczególnych scen w planowanym filmie. Od dziś szafa wypełniona książkami o Napoleonie staje się dla mnie prawdziwym symbolem tego, że jeśli coś się robi - należy włożyć w to maksimum (obiecałam sobie, że zdjęcie tej szafy pojawi się na mojej tapecie w telefonie, gdy zacznę pisać pracę magisterską). Film co prawda nie został zrealizowany, ale sam fakt zgromadzenia takiej ilości materiału przed przystąpieniem do działania jest dla mnie imponujące do granic możliwości. 


Prawdziwy geniusz Kubricka można by argumentować na wiele sposobów. Poza pracowitością, zrobiła na mnie wrażenie jeszcze pewna niespodzianka. Z wielkim zdziwieniem odkryłam, że film "A.I. Sztuczna Inteligencja", który uwielbiam - mimo iż wyreżyserowany przez Stevena Spielberga, był pomysłem Kubricka i to przez niego został dokładnie rozplanowany. Kubrick "oddał" ten film Spielbergowi, ponieważ (z tego co zrozumiałam), lepiej nadawał się do nakręcenia tego filmu - miał lepiej opanowane techniki konieczne do realizacji tej produkcji. Wszystko co nagrał Spielberg było dokładnie odwzorowane na postawie planu przygotowanego przez Kubricka. Jak wielkim artystą trzeba być, by do tego stopnia skupić się na dziele i powodzeniu dzieła, a nie na sobie jako twórcy?

Z czystym sumieniem odsyłam każdego na tą wystawę - całe szczęście trwa ona jeszcze do września. Na zwiedzanie polecam godzinę otwarcia muzeum - zupełnie nieświadomie wybraliśmy się z tatą i bratem o 10.00 (wyprawa na wystawę była prezentem z okazji urodzin taty). Już o 11.00 ilość zwiedzających znacznie wzrosła, a delektowanie się tym wszystkim w zupełnie pustych salach było jednak ciut przyjemniejsze. Radzę również odwiedzić muzeum w dniu jakiejś porządniejszej dyspozycji czasowej, przysięgam że można by tam spędzić dobrych parę godzin.
Była to moja druga z kolei wyprawa do MN na takie multimedialne wydarzenie (poprzednio równie zachwycona opuściłam ten budynek po wystawie twórczości Antonisza) i na pewno nie ostatnia! Polecam serdecznie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz