wtorek, 20 maja 2014

BABSKIE SPRAWY, czyli keratynowe prostowanie włosów kosmetykami Encanto

Nie jestem przekonana czy umiem skonstruować wpis o tematyce urodowo - fryzjerskiej. Uważam się chyba za ostatnią osobę która mogła by nazwać się specjalistką w tych dziedzinach. Doświadczenie keratynowego prostowania włosów jest jednak tak bardzo dla mnie istotne, że koniecznie chcę się nim podzielić - a perspektywa amatora może się komuś okazać przydatna.

Na początek o moich włosach:
Od dzieciństwa miałam piękne, brązowe falowane włosy - ukłony dla mamy, która dbała bym wyglądała bardzo dziewczęco. Stety niestety, niepokorny młodzieńczy charakter nie pozwolił mi usiedzieć w miejscu z jednym rodzajem fryzury nawet paru miesięcy. Już w gimnazjum dwa razy obcięłam się "na chłopaka", szybko odkryłam szamponetki, później farby, tysiące różnych kombinacji na głowie. Trzy z nich zabiły moje włosy na wieki:
a) wspomniane już farby: kocham rudy, ale co podkusiło mnie do czarnego - tego nie wiem.. Wiem tylko, że wyjście z mroku za pomocą rozjaśniaczy wypaliło resztki życia z ukochanych kudłów.
b) dready: do dziś wspominam je z uśmiechem na twarzy, bo o dreadach marzyłam od gimnazjum kiedy to pierwszy raz usłyszałam Boba Marleya - później ta miłość tylko narastała. W wieku 18 lat cieszyłam się bardzo sympatyczną fryzurką, wygodną i niezbyt wymagającą. Ale stan włosów po ich rozczesaniu (tak, rozczesaniu!).. auć! Boli do dziś.
c) prostownica: nie jestem w stanie opisać uczucia euforii, którego doznałam po zetknięciu z tym urządzeniem. Powiem tylko, że nie znosiłam moich nigdy-nie-układających-się-kręconych-włosów, w związku z czym prostownica zagościła w moim życiu na dobre. Myślę, że mam za sobą prawie 7 lat codziennego (z nielicznymi wyjątkami) prostowania włosów. Brzmi strasznie, prawda? 

Możecie się domyślać jak w ostatnich czasach wyglądały moje włosy. Nic więc dziwnego, że informacja o keratynowym prostowaniu rozbudziła moja wyobraźnię. Nie niszczy włosów, sprawia że są proste.. Brzmiało jak bajka - do momentu zapoznania się z cennikami salonów fryzjerskich. 300-400zł, efekt 3-4 mc'e, niestety na taki luksus mnie nie stać. Ale oczywiście kombinowałam dalej i szybko zorientowałam się, że są twardzielki które wykonują ten zabieg w domu, więc zdecydowałam się również i ja. 
Do stracenia na prawdę nie miałam już zbyt wiele - gorzej być nie mogło, a gdyby nie wyszło - cóż, 240 zł w plecy (tyle wydałam na kosmetyki Encanto, które mają wystarczyć na 3 takie zabiegi).

Nie będę opisywać zabiegu bo te informacje są dostępne w kilku innych miejscach, pokażę Wam jedynie jak to wyglądało u mnie, a na koniec podzielę się ostateczną opinią.

1. Tak wyglądały moje włosy przed zabiegiem po wysuszeniu - straszne siano, zupełny nieład.

 2. Tak starałam się, by wyglądały codziennie - 40 minut prostowania.

 3. Trochę bliższa perspektywa na straszny stan włosów.

4. Po nałożeniu keratyny. Niezbędna okazała się maska - cały zabieg jest długotrwały i dość nieprzyjemny, keratyna bardzo szczypie w oczy. Przy okazji podziękowania dla cierpliwej mamusi, która pomogła mi wykonać większość czynności.

 5. Tak wyglądały moje włosy po wysuszeniu (z nałożoną keratyną). Suszenie trwało bardzo długo, ponieważ według instrukcji należy robić to zimnym powiewem, a keratyna wcale nie chciała schnąć.

 6. Moje włosy na drugi dzień, po wykonanym zabiegu oraz po wymyciu włosów zwykłym (ale jednak specjalnie wyselekcjonowanym - musiałam kupić taki bez sylikonów itp.) szamponem.


Minął tydzień. Włosy od tego czasu wyprostowałam raz, na imprezę. Oto moje przemyślenia:

Na pewno nie jestem w 100% zadowolona z zabiegu. Bardzo chciałam, by moje włosy były proste jak druty - dokładnie takie, jak po przejechaniu prostownicą. Jak widać na obrazku powyżej, takiego efektu nie ma, wciąż po wymyciu włosów mam lekkie fale. Włosy są oklapnięte, mam dziwne wrażenie że (nieznacznie) częściej się przetłuszczają - nie jest to dla mnie katastrofa bo i tak codziennie muszę myć głowę, ale z moją tendencją do przetłuszczania zawsze chciałam walczyć o to by pielęgnacja włosów szła raczej w drugą stronę. 
Poza tym jestem prze szczęśliwa, naprawdę! Być może nie są to włosy idealnie proste, ale w końcu takie w których nie wstydzę się wyjść bez prostowania. Nie dość, że wyglądają po prostu zdrowo, to zyskałam około 40 minut każdego dnia. A co najważniejsze w tym wszystkim - nie katuję ich prostownicą 7 dni w tygodniu. Jestem pewna, że mimo paru wad wymienionych wcześniej powtórzę ten zabieg, chociażby po to by przez minimum rok odpuścić ich prostowanie - a wtedy zobaczę, być może wrócą do swojej dawnej kondycji sprzed dreadów, farb i maltretowania 180-cioma stopniami codziennie.

Edit:
Jest 15 lipca 2014, z "prostych" włosów pozostało niewiele i pewnie z początkiem sierpnia powtórzę zabieg. Niestety efekt był mocno średni i nie trzymał się długo, a jedynym plusem jest fakt, że udaje mi się unikac prostownicy.

Facebook

1 komentarz:

  1. Zastanawiałam się kiedyś nad kupieniem tych kosmetyków - byłam ciekawa efektu, teraz już wiem, że idealny nie jest, ale jakaś tam poprawa zauważalna. A może po kolejnych zabiegach będzie coraz lepiej ?

    OdpowiedzUsuń