Dałam
sobie pozwolenie na dłuższą przerwę w blogowaniu i wracam z palącym tematem -
bez zbędnego tłumaczenia.
Do tematu
feminizmu przymierzam się już od długiego czasu ponieważ uważam, że sprawa
jednak warta jest zachodu i poważnego traktowania -nawet dzisiaj gdy pozornie
problem jest już rozwiązany.
Punktem
zapalnym, który nakazał mi zbuntować się i wyrazić swoje zdanie był dzień w
którym zapoznałam się z postulatami setek kobiet z całego świata podpisujących
się pod hasłem Woman Against Feminism. Przyznam, że nigdy nie byłam wojującą
feministką – ale gdy przyszło mi przeczytać kilkadziesiąt niezbyt przemyślanych
sformułowań typu „Nie potrzebuję feminizmu, ponieważ lubię komplementy na temat
mojej urody”, „Nie potrzebuję feminizmu ponieważ kocham mojego chłopaka”, „Nie
potrzebuję feminizmu ponieważ golę pachy”, „Nie potrzebuję feminizmu ponieważ
nie jestem ofiarą” (odpowiem w tej samej kolejności: „Również lubię komplementy
na temat mojej urody i nie przeszkadza mi to w byciu feministką”, „W czym do
diaska miłość do chłopaka koliduje z walką o swoje prawa?”, „Stereotyp
nieogolonej i zaniedbanej lezby-feministki? Ciężko dyskutować na poziomie z
kimś, kogo wiedza ogranicza się do takich niuansów”, „Nie jesteś ofiarą teraz,
a co jeśli będziesz dziś lub jutro? A może Twoja mama, siostra? Bardzo płytkie
i niezrozumiałe przeze mnie myślenie..”). Argumenty Anty-feministek nie mają
nic wspólnego z logiką ani merytoryczną dyskusją, każdy z nich daje się obalić
w 5 sekund. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany, poniżej parę smaczków – dla
większej ilości należy udać się TU.
Nie potrafię pojąć jak
kobiety mogą tak mocno działać na swoją niekorzyść. Powiada się przecież „nie
sra się we własne gniazdo”. Nie jestem jednak wrogiem tych dziewczyn – uważam,
że wina nie jest w nich – raczej w niewiedzy, niezrozumieniu lub powierzchownym
zapoznaniu z tematem.
Dlaczego ja tak mocno upieram
się przy swoim feminizmie? Masz przecież Aniu swoje prawo do głosowania, gdybyś
się uparła to w dzisiejszych czasach możesz nawet iść do wojska. Co miało być
wywalczone, zostało wywalczone, czy jest sens drzeć koty i wojować z szabelką w
dłoni?
Jestem feministką nie tylko
dlatego, by walczyć o nowe prawa (choć w kilku przypadkach być może również)
ale przede wszystkim by utrzymywać to co już udało się zdziałać. Jestem
feministką ponieważ tak bardzo doceniam pracę moich przodkiń i dlatego, że wiem
jak jeszcze parędziesiąt lat temu wyglądało by moje babskie życie. Nie
zamierzam tu nikogo historycznie edukować, ponieważ o życiu kobiet skazanych na
pracę gospodyń domowych możemy dowiedzieć się od naszych własnych babć i
niepotrzebna jest do tego naukowa literatura. Jestem przerażona wizją
niemożliwości studiowania zastąpioną nauką robienia na drutach. Nie wyobrażam
sobie, że rodzina wybierałaby za mnie partnera życiowego, wychodząc za którego
skazywałabym się na wieczną służbę mężczyźnie, dzieciom i obowiązkom domowym. Wymieniać
mogę długo przyglądając się dziejom ludzkości, lecz historię każdy z nas na pewno miał w szkole.
Więc proszę mi wytłumaczyć
jak to się dzieje, że istnieją wciąż w społeczeństwie takie jednostki które
ranią moją wolność i poczucie równości, twierdząc jak sztandarowy Korwin –
Mikke, iż kobietom należało by odebrać prawo do głosowania. Jak to jest, że na
weselu czy innej imprezie rodzinnej spotykam „wujaszków” po paru głębszych,
którzy wałkują swoje poniżające teorie: „Kobieta, która nie prasuje koszuli,
nie gotuje obiadu i nie pierze facetowi skarpet to nie jest prawdziwa kobieta”.
Skąd urwały się kobietki –trzpiotki dyskutujące w tramwaju „Dziewczynki to
zawsze takie grzeczne są, a chłopcy rozbójnicy i tyle z nimi kłopotu.”, „Dziewczynki
lepiej się uczą polskiego, chłopcy matematyki.”. Chciałabym krótko i po swojemu
rozprawić się z niektórymi – według mnie, niepotrzebnie rozpowszechnianymi
mitami:
- Tego, czy kobietom należy odebrać prawo do głosowania najchętniej wcale bym nie komentowała. Wymieniony wcześniej jegomość argumentuje swoje zdanie tym, że kobiety zwyczajnie nie są zainteresowane polityką – a takie osoby nie powinny głosować. Logika podpowiada mi, iż takim razie powinno się odebrać prawo do głosowania tym którzy nie są zainteresowani polityką, a nie tylko kobietom – ponieważ są w tej grupie większością. Oczywiście nie będę nikogo przekonywać, że kobiety tak samo interesują się polityką jak mężczyźni ponieważ ilościowo faktycznie istnieje dysproporcja. Myślę, że jednym z głównych powodów jest istniejący wciąż stereotyp (który, całe szczęście ulega zmianie) że polityk to poważny pan w garniturze i to chłopców zachęcamy do marzeń o stanowisku prezydenta. Odważniejsze kobiety łamią ten stereotyp, ale do całkowitej zmiany myślenia potrzebne są wciąż zmiany pokoleniowe.
- „Kobieta powinna prać, gotować, sprzątać i zajmować się dziećmi – a mężczyzna powinien zarabiać na dom.” Tego typu hasła budzą we mnie okropne zażenowanie i smutek. Jest to przede wszystkim komunikat bardzo krzywdzący dla obu stron. Czasem zastanawiałam się, czy z wygody nie przyjąć takiego życiowego stanowiska – ja będę leżeć i pachnieć, a wybranek który się na to zgodzi będzie utrzymywał mnie i wesołe stadko potomstwa. Zorientowałam się jednak, że w domu będę musiała ostro zapierdzielać przy garach i pieluchach więc szybko zrezygnowałam ;) A całkiem poważnie – wiem, że się do tego nie nadaję. Nie lubię gotować, a gdy zabieram się do przyrządzania obiadu rodzina kontrolnie przypomina sobie telefon straży pożarnej. Nie jestem też pedantką i przykro mi to stwierdzić, ale nie dałam się nigdy namówić przekonaniom iż „pokoik dziewczynki powinien być czysty i schludny”. Wszędzie wokół mnie przestrzeń zmienia się w nie poskromiony chaos bibelotów i książek. Koszule swojemu chłopakowi prasuję – ale wiem, że robię to lepiej, tak samo jak wiem, że on lepiej gotuje i dba o porządki. Wiem również, że świetnie czuję się podczas różnorakich dyskusji na uczelni (w których parę set lat temu kobieta nie miała by szans uczestniczyć!), oraz że zamiast przy garach wolę spędzać swój czas w pracy ucząc się nowych rzeczy i zarabiając pieniążki. Czuła bym się bardzo zniewolona, gdyby ktoś kazał mi zmienić mój aktualny tryb życia, tak samo jak prawdo podobnie zniewolony mógłby czuć się mężczyzna obarczony ciężarem utrzymania całej swojej rodziny.
- Dziewczynki są grzeczne, lepiej uczą się polskiego, najbardziej lubią bawić się w dom lalkami a w książeczkach czytają, że najlepszym zawodem w przyszłości jest pielęgniarka lub nauczycielka. Chłopcy z kolei łobuzują, lubią WF i matematykę, bawią się autami i robotami, a w przyszłości zostaną strażakami, policjantami lub lekarzami. Ja chyba miałam szczęście, ponieważ rodzice wychowywali mnie w innych przekonaniach – jestem więc żywym przykładem na to, że powyższe hasełka są jedynie kulturowo umówionymi bajkami. Bajkami, które krążą wciąż w społeczeństwie, chyba tylko po to by ograniczać myślenie dzieci o ich własnych rolach i przyszłości. Całe szczęście moja mama unikała ubierania mnie w różowe fatałaszki (i pomyśleć, że nie wyszła ze mnie jakieś homo-dżender-lezba), nie bywałam więc obrzydliwą różową księżniczką i nie czułam się z tego powodu prześladowana. Nie wiem czy byłam grzeczna czy nie, myślę że byłam zwykłym energicznym dzieciakiem jak inni niezależnie od płci, uczyłam się dobrze wszystkich przedmiotów i miałam świetne oceny z matematyki. Po co więc wmawiać komuś, że jego zdolności powinny być ukierunkowane w jakąś konkretną stronę, gdy przed każdym dzieckiem istnieją miliony możliwości? Być może wychowanie bez narzucania standardów (a zamiast tego, ze wskazywaniem możliwości) jest rozwiązaniem na problem małego zainteresowania kobiet polityką itp.
- „Kobieta skąpo ubrana prosi się o gwałt.”. Zacznę może od analizy tego zdania pod względem logiki. Coś tu zgrzyta, bo przecież gwałt z definicji jest czymś czego się nie chce i co jest wymuszone przemocą, jak zatem ktokolwiek może się o to prosić? Gwałt z zasady powinien być uznany za zły i nie powinno się go w żaden sposób usprawiedliwiać – nie przekonają mnie żadne próby tłumaczenia, że kobieta może tą czynność spowodować. Owszem, człowiek posiada instynkty, a bodźce takie jak odsłonięte damskie ciało bez wahania te instynkty pobudzają. Nie jest to jednak dla mnie wystarczające usprawiedliwienie. Jesteśmy ludźmi, a człowieczeństwo pozwala nam panować nad naszymi instynktami. Tak samo jak nie robimy kupy na środku ulicy, powinniśmy powstrzymać naszą chęć uprawiania seksu, tym bardziej z kimś kto tego nie chce lub nie jest w stanie wyrazić czy chce. Powody dla których kobiety ubierają skąpe ubrania są różne. Część z nas faktycznie chce zwrócić uwagę mężczyzn na swoje wdzięki (ale nie prowokować do gwałtu!), innym razem robimy to dla wygody lub dlatego, że podążamy za modą. I to jest okej – nikt tego prawa nie powinien nam odbierać, ani tym bardziej wmawiać nam, że pragniemy zostać zgwałcone przez zezwierzęconego osobnika.
- Dlaczego kobiety mają dostawać równe wynagrodzenie skoro rodzą dzieci i odchodzą na długie urlopy? Po pierwsze, wspólnym interesem całego starzejącego się społeczeństwa powinno być dbanie o przyrost naturalny – kobiety powinny być raczej zachęcane do rodzenia, płodzenia i niańczenia, niźli tak jak teraz – stawiane w bardzo kłopotliwej sytuacji. Społeczeństwo nie jest jednak w stanie przyjąć tego szerszego niż własne cztery litery punktu widzenia, co pcha nas powoli ku zagładzie (czyli ku poważnym problemom finansowym w przyszłości), ale co tam! Ważne, że tu i teraz oszczędzamy na kobietach i nie pomagamy im podejmować decyzji o posiadaniu dziecka. Po drugie, jeśli nawet przyjmiemy ten egoistyczny punkt widzenia – „kobieta może iść na urlop macierzyński więc dostanie mniejszą pensję bo jest mniej rokującym pracownikiem”. W dzisiejszych czasach jest to stanowisko dość szokujące, ile jest bowiem kobiet które dzieci mieć nie mogą lub nie chcą? Czy sama potencjalna możliwość ich posiadania skazuje nas na wieczne potępienie i podejrzliwość szefów?
Na koniec wpisu –
bardzo okrojonego, bo jest to temat niekończących się problemów do dyskusji –
chcę przekonać, że nie jestem wcale zdania iż jesteśmy wyzbyci jakichkolwiek
cech wyróżniających, a najlepszym rozwiązaniem była by unifikacja bez względu
na płeć. Część Anty-feministek jest święcie przekonana, iż właśnie do tego dąży
feminizm. Wcale nie myślę, że kobiety i mężczyźni nie różnią się od siebie.
Płeć nas z oczywistych powodów definiuje, nadaje nam określone predyspozycje.
Osobiście uważam, że mężczyzn charakteryzuje siła, a kobiety piękno i są to
ideały nie do przeskoczenia wpisane w naszą naturę. Jeśli chcemy - możemy je pielęgnować jako nasze atuty. Ale w przeciwności do osób
o skrajnych poglądach (w jedną lub w druga stronę), myślę że powinniśmy być
równo traktowani po prostu jako ludzie. Natura nie rozdaje po równo. Są silne kobiety i
piękni mężczyźni. Są brzydkie kobiety i słabi mężczyźni. Czy zasługują oni na
potępienie, czy są gorsi? To przecież jedynie wartości powierzchowne. W moim
odczuciu powinniśmy być oceniani miarą swoich własnych ludzkich możliwości,
powinniśmy kształtować te cechy co do których czujemy się silni i te właśnie cechy powinny być naszymi atutami. Czy będzie to
projektowanie mody przez mężczyznę czy zarządzanie dużym przedsiębiorstwem bądź
krajem przez kobietę.. Nie musimy wyzbywać się kobiecości i męskości by to
uzyskać – na tym polega mój feminizm. Nie ma nic takiego w kobietach, co mogło by pozwolić bym uznała je za mniej wartościowe - tak samo jak nie ma w mężczyznach nic przez co mogła bym zgodzić się, że są gorszymi ludźmi.
dzięki za ten wpis. dawno nie spotkałam się z tak mądrą opinią na temat feminizmu. po każdym zdaniu miałam ochotę powiedzieć "no właśnie". jako osoba, która kiedyś uważała się za antyfeministkę! w 100% zgadzam się, że wynikało to tylko z braku wiedzy czym jest feminizm. zafascynowana psychologią ewolucyjną uważałam, że rola kobiety i mężczyzny została zdefiniowana na początku istnienia naszego gatunku a my tylko nieudolnie próbujemy się temu przeciwstawić. mojego poglądu nie zachwiały nawet własne doświadczenia (tzn fakt, że lubię majsterkować, oglądać mecze i nienawidzę prasować - mój facet robi to lepiej ;P, z drugiej strony potrafię przesiedzieć kilka godzin u fryzjera i kocham gotować - żeby nie było :)). W każdym razie swoją 'ideologię' porzuciłam dzięki wykładom na temat płci i rodzaju, na które trafiłam trochę przypadkiem. dowiedziałam się tam, że zachowania naszych przodkiń wcale nie były takie stereotypowe jak się wydaje, np. istnieją dowody, że kobiety tworzyły narzędzia, są udokumentowane pierwotne kultury matriarchalne itp... dodatkowo, jak się w temat bardziej zagłębić nadal tej równości społecznej nie ma - np. mimo, że w zawodzie nauczyciela większość stanowią kobiety to dyrektorami szkół zostają najczęściej mężczyźni, podobnie z profesorami na uczelniach, i ostatnia kwestia: istnieje coś takiego jak feminizm różnicowy, który zakłada, że kobiety i mężczyźni są INNI - pod względem biologicznym i w pewnym stopniu też psychologicznym i tego nie zmienimy, a równość płci ma polegać na tym, aby kobiety i mężczyźni byli uznawani przez społeczeństwo za tak samo ważnych i wartościowych. po prostu. i niech ci politycy i inni, którzy krzyczą, że nie będzie równości płci póki facet nie urodzi dziecka zdadzą sobie z tego sprawę. dziękuję
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Też kiedyś spoglądałam na feministki z przymrużeniem oka, ale było to spowodowane właśnie niewystarczającą wiedzą. Nigdy nie chodziłam na wykłady o tej tematyce, a w tym semestrze mam taką możliwość i chyba skorzystam za Twoją "namową" :) Zaciekawił mnie feminizm różnicowy, myślę że to to jest właśnie to o co mi chodzi!
Usuń