niedziela, 23 listopada 2014

Może zbyt osobista krytyka filmowa

Ten wpis miał się tu pojawić już dawno, ale zawsze zastanawiałam się jak go ugryźć by nie wyjść na przemądrzalca. W całym środowisku i licznych recenzjach filmowych zawsze przeraża mnie bezdyskusyjny i stanowczy ton wypowiedzi. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma rozróżnienia na chłam i arcydzieła bo być może jest, ale ja traktuję kino zupełnie inaczej i staram się dawać innym takie przyzwolenie. Dla mnie oglądanie filmów jest zawsze bardzo nastrojowe, osobiste, może nawet intymne. Każdy z nas przeżył w swoim życiu coś innego, więc inne rzeczy nas poruszają - banał, lecz w tej kategorii często nierozumiany.

Poniżej lista kilku filmów, które miałam okazję oglądnąć niedawno, które mnie poruszyły i którymi chcę się podzielić. Proszę nie traktować tych krótkich opinii jako ostatecznych czy jakkolwiek profesjonalnych - to raczej emocjonalny galimatias (kolejność bez znaczenia).


1. Locke (2013) reż. Steven Knight

Uwielbiam teatralne kino. Powaliła mnie prostota: jeden aktor i nieustannie ta sama przestrzeń. Autorzy filmu zręcznie zbudowali dynamiczną akcję przy tak ograniczonych środkach. Dla mnie jest to opowieść o człowieku (w ogólnym tego słowa znaczeniu), który popełnia błędy, oraz o trudnej odpowiedzialności. Odpowiedzialności będącej dziś prawie przeżytkiem.
Tak bliski stał się dla mnie bohater - osoba której świat sypie się, ponieważ kiedyś dopuścił się głupiego błędu. Prawie każdy z nas zrobił kiedyś coś czym zniszczył wszystko to co było dla niego ważne. Nie oceniam Ivana, ale przysięgam że byłam z nim przez całą podróż i głęboko ją przeżywałam. Brawa dla Toma Hardego!



2. Bogowie (2014) reż. Łukasz Palkowski

Przede wszystkim, niezbyt odkrywczo jest to dla mnie fantastyczna kreacja stworzona przez Tomasza Kota. Załamana polską kinematografią ostatnich dekad wyszłam z kina pełna optymizmu. Róbmy takie filmy! Zabawne, poruszające i prawdziwe. Wcale nie przeszkadzała mi szarość i bieda które w innym wydaniu mogła bym uznać za przegadane do znudzenia. W tym filmie tak po prostu jest i w końcu twórcy potrafili zrobić z tego zaletę.
Dodatkowo piękna historia o zmierzaniu do celu. Dziś tak łatwo się zniechęcamy, a przecież to właśnie wtedy było pod górkę.



3. Moon (2009) reż. Duncan Jones

Kiedyś myślałam, że nie lubię filmów science-fiction. Dziś wiem, że to jeden z moich ulubionych gatunków, między innymi dzięki filmom takim jak ten. Nie chcę zupełnie nic zdradzać, fabuła jest zaskakująca. Można by powiedzieć, że porusza przegadane już problemy społeczne. Jest przy tym jednak tak poruszający i przemyślany, że nie potrafię mieć zastrzeżeń! I przy okazji to jest film o kosmosie, a filmów o kosmosie nie potrafię trzeźwo traktować, ponieważ mam na ich punkcie absolutnego hopla. Zachęcam bo warto!



4. Interstellar (2014) reż. Christopher Nolan

Skoro już jestem przy kosmosie, to musi się tu znaleźć moja największa miłość ostatnich tygodni. Idąc do kina na Interstellar nie spodziewałam się niczego, bo był to spontaniczny wypad z przyjaciółmi, nie zdążyłam zapoznać się nawet z trailerem.
Z seansu wyszłam na ugiętych kolanach i z absolutnym poczuciem najlepiej wykorzystanego czasu. Nie będę kłócić się z licznymi negatywnymi recenzjami, do których dotarłam później. Nawet wśród moich znajomych opinie są skrajnie podzielone. Dla mnie było to przeżycie głównie pobudzające wyobraźnię i swoje zadanie spełniło w dwustu procentach. Jeśli ktoś oczekiwał wzorowo oddanych teorii naukowych to istnieje możliwość, że wyszedł zawiedziony. Jako studentka filozofii, a głównie słuchaczka licznych zajęć z wiedzy o wszechświecie nie oczekuję odwzorowania rzeczy których odwzorować się nie da, szczególnie po filmie science-fiction. Najważniejsza jest dla mnie niezliczoność możliwości i prawdziwa uczta dla umysłu. Daję 10 na 10 i odsyłam przed duży ekran. Chętnie w moim towarzystwie bo nie wyobrażam sobie nie iść jeszcze raz na ten film.



5. Gwiazd naszych wina (2014) reż. Josh Boone

Zdecydowanie film nie dla każdego, bo chyba głównie dla nastolatków. Wiem, że część osób ma alergię na tego typu łzawe historie. Mnie wzruszył i rozczulił, a przede wszystkim podchodzi pod kategorię "ciepłych" filmów, które czasami po prostu mam potrzebę zobaczyć. Myślę, że w obliczu choroby wszystko się zmienia i świat ma prawo funkcjonować w takich banalnych kategoriach. Daję na to przyzwolenie i wcale mnie to nie razi. Mam wrażenie, że te banalne kategorie od których nie raz uciekamy, są czymś wartościowym a nie wyłącznie łzawą opowiastką.



6. Wielkie piękno (2013) reż. Paolo Sorrentino

Obok Interstellar moja druga miłość. Jak dla mnie jest to wspaniała opowieść o współczesności, o sacrum i profanum. Jest w nim pewne dobijające poczucie nihilizmu i lekkiej rezygnacji świetnie grające z nieopisanym zachwytem nad rzeczywistością. Nikt tak trafnie nie potrafił w jednej wypowiedzi zawrzeć tego co siedzi we mnie nazbyt często:

"Zamiast patrzeć z wyższością i pogardzać nami powinnaś spojrzeć na nas z czułością. Wszyscy jesteśmy na skraju rozpaczy. Jedyne co możemy zrobić to spojrzeć sobie w oczy, dotrzymac sobie towarzystwa i trochę pożartować.."

Ode mnie Oscar wystarczyłby za ten cytat. W filmie jest jednak co doceniać.
Poza tym magia Rzymu...



7. Jak ojciec i syn (2013) reż. Hirokazu Koreeda

Zawsze mam pewne obawy przed zgłębianiem się z azjatyckie kino. Zbyt obca dla mnie kultura sprawia, że boję się niezrozumienia. Ten film odpowiada na pytanie, które na całym świecie oznacza to samo: Kim jest "rodzic"? Trudna opowieść o rodzicielstwie, o byciu matką, ojcem, również o byciu dzieckiem i człowiekiem. Nieśmiertelne dylematy etyczne przedstawione w wyjątkowo ładnej formie.



8. Frances Ha (2012) reż. Noah Baumbach

Jestem prawie pewna, że dla pewnej grupy osób ten film może być nudny jak flaki z olejem. Zdobył moje serce, bo trafił w odpowiedni moment. Niektóre filmy potrzebują dobrego dnia, lub sytuacji życiowych, które towarzyszą widzowi.
Ja pokochałam tytułową Frances, kibicowałam jej i czułam, że jest mi bliska. Niereformowalna Frances znajduje się w wyjątkowym (a może własnie wcale?) momencie życia - na skraju młodzieńczości i dorosłości. Środowisko wokół niej zaczyna ewoluować, a ona zdaje się być zaskoczona i absolutnie bez pomysłu. A na dokładkę trudy przyjaźni, samotność i tęsknota.




Tak jak pisałam na początku, nie daję sobie samej przyzwolenia do opiniotwórczych wywodów i mam nadzieję, że tak nie brzmię. Dzielę się tym co na mnie wpływa, być może ktoś się zainspiruje. Zapraszam przy okazji TU, na filmweb bo bardzo lubię czytać i dzielić się komentarzami. Czekam na Wasze tytuły, podsyłajcie!