wtorek, 13 grudnia 2016

Arcydzieło!

Być może to złudzenie, ale wydawać się może, że ostanimi czasy mamy do czynienia z koszem obfitości w sztuce filmowej. Zarówno jeśli chodzi o filmy jak i seriale oraz krótkie formy. Nie znam się na tym zupełnie, ale tak mi się wydaje. Być może to złudzenie bo niezaprzeczalnie istnieje wiele mistrzowskich dzieł pochodzących z przeszłości, ale teraz się rozchodzi o ilość! Z dużą przyjemnością trawię wolne chwile (mimo, że nie mam ich zbyt wiele) na zasiadanie przed wielkim ekranem. Czasami zdarza mi się nawet wpaść w irracjonalny stan ogromnego lęku, że nie uda mi się oglądnąć wszystkiego co bym chciała i co być może jest tego warte - mam przecież do nadrobienia zarówno pozycje z przeszłości, jak i ogromną ilość aktualności. A przecież życie nie powinno ograniczać się tylko do ekranu, bo gdzie zmieścimy czas na nasz własny film, który codziennie reżyserujemy?

Nieważne z resztą. Nie popadając w paranoję i błędne koło zamartwiania się o niemożliwość oglądnięcia wszystkiego co istnieje pozwolę sobie przejść do sedna. 
Tym co chciałabym zakomunikować jest fakt, że na tle całego tego dobrodziejstwa (bo co innego, gdyby na tle jakiegoś chłamu) wśród wielu pereł, natrafiłam na perłę idealną, perfekcyjną, arcymistrzowską! I z całego serca chciałabym zarekomendować ją każdemu, by mógł się z nią zetknąć. Po prostu polecam Wam serial "Młody Papież" Paolo Sorrentino. 

Moim zdaniem jest to dzieło kompletne. Porusza moje serce i głowę. Sprawia, że nie mogę przestać myśleć o nim całymi dniami. Nie chciałabym wyrokować na temat tego o czym jest ten serial, bo być może dla każdego z nas będzie on o czymś innym. Niemniej jednak dostrzegam w nim to, co powinno mieć (według mnie) arcydzieło - powinno na nas wpływać i nas zmieniać. Powinno sprawiać, że nasze głowy będą lepiej pracować, a nasze serca inaczej czuć. Na mnie ten serial tak działa i chciałabym podzielić się tym uczuciem. Każda postać budzi we mnie ogromne pokłady ciepłych uczuć i oglądając mam ochotę być lepszym człowiekiem. Co więcej może i powinno dać człowiekowi dzieło artystyczne? 
Sorrentino zrobił serial na nasze czasy. Udekorował to wszystko genialną muzyką i obrazem. Nie mogę wyjść z podziwu. 



Pozdrawiam Was ciepło,
Ania 

poniedziałek, 14 listopada 2016

.

Paręnaście dni temu minął mi symbolicznie kolejny rok życia. Nie świętowałam hucznie, bo doświadczenie nauczyło mnie hucznie świętować każdy kolejny wcale-nie-symboliczny dzień.
Dzisiaj jednak naszła mnie rozkoszna autorefleksja odnośnie wieku, którą chcę się z Wami podzielić: Jestem już taka dorosła, a wciąż tak bardzo dziecinna. Ta dziecinność przejawia się w prostoduszności, naiwności do ludzi. Ale to jest naiwność świadoma, wynikająca ze światopoglądu, ja się na nią przecież codziennie wstając z łóżka decyduję.

Co jest wspaniałe to to, że od czasu gdy postanowiłam uwierzyć, że każdy człowiek jest dobry to ta myśl okazuje się być prawdą. Tak jakbym wcale sobie tego nie wymyśliła, tylko gdybym odkrywała wiszącą w powietrzu zasadę działania świata. I dobrze mi z tym. I nie chcę nigdy już więcej myśleć w inny sposób. Bo gdy wierzę w ludzi, to okazuje się że również coraz bardziej w siebie. A gdy w siebie, to znowu coraz bardziej w ludzi. I to się wzmacnia i rośnie jak ta kula ze śniegu. I bywają takie dni kiedy już czuję, że nie wytrzymam bo kocham wszystkich tak bardzo i tak bardzo wiem, że wszyscy sercach macie dobro. I chce mi się płakać i cieszyć zmianę i czuję niesamowity spokój. Wiem, że wszyscy jesteśmy nieporadni i wszystkim nam życie doskwiera, dlatego popełniamy błędy i robimy różne dziwne rzeczy. Wiem też, że nikt nie rodzi się zły, czuję to głęboko w sercu.

No i tyle.
Całuję!

sobota, 25 lipca 2015

Szanowny Panie Macieju Nowaku...

Albo nie, źle. Pan Maciej i tak tego nie przeczyta. Nie ma czasu, robi przecież poważną karierę, jest mocno zapracowany.

Drogi, mój najdroższy Krakowie!

Nie przejmuj się słowami Pana Macieja Nowaka. Sprawdziłam, nie miał racji. W godzinach wieczornych wybrałam się dziś na samotną przejażdżkę rowerową po Twoich zakątkach. Byłeś taki cichy! Prawdopodobnie tylko krakus z krwi i kości znajdzie na Starym Mieście takie trasy, po których poruszając się, uniknie gwaru, oscypków i naganiaczy. Krążę.
Jadąc ulicą Szlak, mijam moje piękne liceum. Z oddali zachęca mnie klimatyczna muzyka z tutejszego lokalu (prawdopodobnie niespecjalnie uczęszczanego). Jadę dalej. Na Łobzowskiej najciszej, patrzę w górę i jak zawsze oglądam piękne kamienice. Kto w nich mieszka, kto w nich mieszkał? Najpiękniejsza jest porośnięta winoroślą.
Dość mam ciszy! Jest sobota po dziewiętnastej, środek lata. Kieruję się w stronę ludzi.

Fontannę z Placu Szczepańskiego otacza grupa bawiących się turystów. Przyjemne dla ucha odgłosy zadowolenia.
Na ulicy Szczepańskiej trzy młode hiszpanki gonią z krzykiem wielkiego czarnego kudłacza który właśnie zerwał im się ze smyczy.
Cienie przechodniów odbijają się na ścianach sukiennic.
Na Brackiej rzutniki raczą przechodniów widokiem wierszy wyświetlanych na ścianach kamienic.

Jadę dalej.
Na dłużej zatrzymuję się przy Placu Wszystkich Świętych, wsłuchując w świetny występ ulicznej artystki.
Gdy już zdecyduję się ruszyć Grodzką, kawałek dalej, pod kościołem Piotra i Pawła zmuszona jestem zatrzymać się znowu. Wiolonczelista daje piękny koncert w świetle księżyca.

Kościół świętego Adrzeja? Zobacz jaki jest stary. Dotknij go, zamknij oczy. Czujesz to? Cała historia Krakowa, Polski, kultury europejskiej. Poczułeś?

I te pary! Na plantach, na ulicach, przy akompaniamencie muzyki. Całują się tak pięknie, tak estetycznie. Trzeba przyznać, to bardziej romantyczne niż pocałunek pod Pałacem Kultury.

Dziękuję Ci miasto, że wprawiasz mnie w zachwyt nieustannie, codziennie. Dziękuję, że jestem zakochana, cała Twoja ! Mogłabym pisać o Tobie nieskończone elaboraty, nie umiem jednak oddać ani krzty uczuć które towarzyszą mi gdy z Tobą obcuję. Zawsze!

Drodzy turyści!
Z ogromną radością oglądam Wasze uśmiechy, Wasz zachwyt, Wasze uniesienia, emocjonujące rozmowy w obcych językach. Widzę jak przyjemnie marnujecie tu swój czas, że dni które tu spędzacie zaliczycie do tych udanych. Myślami będziecie tu wracać.


Kraków jest miastem romantyków, ale jest miastem poważnym. Jeśli ktoś nazywa go miastem smoków i misiów, jeśli przeszkadza mu Kraków w pracy i jeśli hejnał świdruje mu czaszkę, ten Krakowa nie rozumie i niech się od Krakowa trzyma z daleka.
Turyści nas żywią i się nami zachwycają. Jedyne czego nie potrzebujemy w Krakowie to malkontenci.

czwartek, 11 czerwca 2015

Zdążyłam czy nie zdążyłam? Głos popierający emocjonującą kampanię.



Nie chcesz być matką? Masz inny pomysł na życie? Super, to Twoje życie, nikt Ci nie każe mieć dzieci. W takim razie po prostu ta kampania nie jest skierowana do Ciebie, o co tyle krzyku? Ja była bym nieszczęśliwa i coś mi to jednak uświadomiło.
Tak samo jak kampanie przeciwko przemocy domowej są skierowane głównie do osób, które mają z nią styczność. Tak samo jak kampanie przeciwko pedofilii dotyczą części społeczeństwa, której to dotyczy. Tak samo jak kampanie dotyczące bezpiecznej jazdy bez alkoholu dotyczą tych, którym się to zdarza, lub którzy są świadkami takich sytuacji.
Tak samo powyższa kampania skierowana jest do osób które chcą mieć dzieci, ale odkładają temat na później.
Oczywiście jest jeszcze aspekt społeczny takiej kampanii. Ma ona uświadomić całemu społeczeństwu co jest dobre, a co jest złe. W dużym uproszczeniu. I tutaj również nie mogę nic zarzucić kampanii Fundacji Mamy i Taty. Nie jest to kampania która mówi: "Musisz mieć dziecko!!", "Będziesz nieszczęśliwa jeśli nie urodzisz dziecka!" - mimo, że zdecydowana większość ją tak mylnie odbiera. Ta kampania mówi coś innego: "Jeśli chcesz mieć dziecko, nie odkładaj tego na później. Może się okazać, że będzie za późno."

Mało kto w ogóle zrozumiał logiczny przekaz wynikający z kampanii. Mało kto wysilił się, by się nad nim zastanowić. W internetach rozpoczęła się tzw. GÓWNOBURZA oraz cała masa prześmiewczych memów.
Przykładowe komentarze, w których odzwierciedla się opinia społeczeństwa:

" To dobrze, że macierzyństwo jest opóźniane. Przecież ludzie w wieku 23 lata się do macierzyństwa nie nadają! Najpierw musi cię być stać na dziecko i właśnie idealnie i bardzo przezornie jest mieć je jak najpóźniej."

„Na dzieci trzeba mieć dużo pieniędzy, aby je chować naprawdę na dobrym poziomie. Nie ma co ukrywać. Trudno jest jednak mieć pieniądze jeśli nie ma się kariery."

„Powinno być wprost: Nie kształć się, nie podróżuj, nie spełniaj marzeń, tylko się rozmnażaj i napierdalaj na kredyt w biedronce a potem ogarniaj męża i miot."

"Nie zamierzam tracić najlepszych lat mojego życia na bachora."

Mój komentarz:

Nie wiem o co chodzi z tymi 23 latami. Znam kilka par, które na dziecko zdecydowały się w tym wieku lub nawet parę lat wcześniej. Są świetnymi rodzicami, niczego im nie brakuje, dzieci są zadbane, mądre i szczęśliwe. To po pierwsze.
Nie, to nie jest dobrze, że macierzyństwo jest opóźniane. Jak powszechnie wiadomo "najlepszy wiek do zajścia w ciążę (dla kobiety) to 18-25 lat. Płodność kobiety osiąga swój szczyt w wieku 25 lat. Kobiety w tym wieku są zdrowsze niż starsze matki, co sprawia, że są najmniej narażone na poronienia i komplikacje związane z ciążą. Poza tym mają więcej energii i łatwiej radzą sobie z wysiłkiem fizycznym, którego wymaga opieka nad dzieckiem.
"
I dalej, apropo starszych mam:
"Wskaźnik płodności kobiety po 35. roku życia znacznie się obniża. Kobieta w wieku 40 lat jest narażona na większe problemy związane z zajściem w ciążę i ma tylko 50% szans na nią. Około 2/3 kobiet w tym wieku ma jakieś kłopoty związane z płodnością, ponieważ organizm produkuje mniejsze ilości progesteronu.
Starsze kobiety wymagają często bardziej ścisłej opieki medycznej. U kobiet powyżej 35. roku życia istnieje większe ryzyko wystąpienia cukrzycy czy podniesienia poziomu ciśnienia krwi w czasie ciąży. Poza tym wraz ze wzrostem wieku kobiety, wzrasta ryzyko urodzenia dziecka w zespołem Downa lub innymi nieprawidłowościami chromosomalnymi. A jeśli okaże się, że jedno z partnerów jest niepłodne, leczenie niepłodności może zacząć się dopiero po dwóch latach starań, a kobieta staje się coraz starsza."

Kolejna rzecz, którą poruszają prawie wszyscy. "Musi być nas stać na dziecko", "W Polsce mało kto ma pieniądze na dziecko", "Kraj nie gwarantuje odpowiednich warunków". Okej, zgadzam się że nie jest perfekcyjnie. Ale szlak mnie jednak trafia gdy czytam takie komentarze.
Jak byłam mała, to żyliśmy z rodzicami w jednopokojowym mieszkaniu bez łazienki. Pokój, kuchnia i toaleta. Prysznic był w kuchni. Kasy nie było. Nad morzem byłam pierwszy raz w wieku około 6 lat, nie mówiąc o wakacjach za granicą. Można by tak wymieniać, ostatnio tato opowiadał mi, że w zimie mieliśmy sople w toalecie. No i wiecie co? Ja pamiętam tylko to co było fajne, co więcej uważam, że miałam najfajniejsze dzieciństwo na świecie! Co widać na załączonym obrazku:


Więc oświadczam Wam - zamierzam mieć dziecko bez względu na to, czy będzie mnie "na to stać" czy nie. Prawda jest taka, że gdybyście nie kupili sobie raz na czas nowych drogich butów, odpuścili wakacje w Hiszpanii lub zaoszczędzili na produktach spożywczych - było by Was stać. A już na pewno dzieci nie chodziły by głodne, bo od dawna poziom biedy w tym kraju plasuje się na poziomie posiadania starego telewizora niż tego, że dzieci umierają z głodu. Dziecko zawsze da się wyżywić, nawet za pomocą innych osób. Najważniejsza jest miłość! Brzmi banalnie, ale nic mądrzejszego ponad to nie da się w tym temacie powiedzieć. Dziecko to zawsze poświęcenie, ale nam pożeraczom dóbr materialnych nie mieści się w głowie, by rezygnować chociażby z części swojego dostatku. Okej, być może pod koniec życia powiemy sobie jedną z najbardziej oklepanych, acz najmądrzejszą z fraz "pieniądze szczęścia nie dają". I uprzedzam, to co możemy sobie za nie kupić, na dłuższą metę też nie. 

Kolejna rzecz, która mnie oburza. Sposób w jaki traktowane jest dziecko i macierzyństwo. "Bachor", "Rozmnażanie",  "miot. Dziecko to problem, ograniczenia, wydatki. Cóż mam powiedzieć.. Też byliście dziećmi. To nie wymaga komentarza, to jest po prostu przykre.

Jak słusznie zauważyła moja koleżanka, w komentarzach do kampanii nie tylko krytykowana jest sama kampania. Mieszane z błotem są wszystkie matki, obojętne czy świadomie czy nieświadomie zdecydowały się na macierzyństwo. Niewykształcone, zapuszczone, zdesperowane, sfrustrowane – tak o matkach w komentarzach wypowiadają się osoby dumne z tego, że nigdy dzieci mieć nie będą. Przypominam że są matki i matki. Większość moich koleżanek, które mają dzieci to wykształcone i zadbane kobiety, które poza dziećmi mają swoje pasje, chodzą uśmiechnięte i sprawiają wrażenie „zrealizowanych”. Oczywiście obserwuję również te, które skończyły co najwyżej gimnazjum, wpadły na pierwszej lepszej imprezie i zostały z dzieckiem same, bo kolega uciekł od odpowiedzialności. Czy je potępiam? Nie, bo widzę że ich miłość do dzieci jest ogromna. Czasem po prostu musimy pogodzić się z tym co sobie naważyliśmy i zaakceptować  to, a nawet z tego cieszyć.

Niezwykle banalne jest traktowanie ludzi z dziećmi jako niewykształconych i niespełnionych, a bezdzietnych jako ludzi wygrywających życie, posiadających pieniądze i niezależność. Moim znajomym dzieci nie przeszkadzają w podróżach i robieniu kariery, nauce.


Na koniec jeszcze raz powtarzam: kampania nie jest skierowana do osób które nie chcą mieć dzieci, lub świadomie odkładają to na później. Ta kampania jest DO MNIE. Do mnie, która od zawsze marzyła o wczesnym macierzyństwie, o posiadaniu dzieci w wieku w którym mam power i sprawność. Zawsze chciałam być młodą mamą. W tym roku kończę 25 lat, nawet jeśli zdecyduję się na dziecko do roku, dwóch, trzech (ech) - moje marzenia o wczesnym macierzyństwie już raczej przepadły, a na pewno o tak wczesnym jak tego chciałam. Z tym, że cały czas wyskakuje coś nowego: a to chcę jeszcze poszaleć, a to chcę jeszcze jechać do Indii, a to ubzdurałam sobie (25 lat!) kolejny licencjat. Tak będzie zawsze. Dzięki kampanii przypomniałam sobie, że dzieci to moje "hobby", które raczej otwiera nowe możliwości niż zamyka do nich drzwi. Fajnie będzie robić te wszystkie rzeczy razem z dzieckiem. Dzięki kampanio!




PS: Jeśli dobrnąłeś/dobrnęłaś do tego momentu, to bardzo Ci dziękuję i podziwiam! :) Podziel się swoją opinią.
PS 2: To, że do mnie trafia ta kampania, nie oznacza, że nie widzę jej mankamentów. Nie rozumiem dlaczego nie pojawia się w niej mężczyzna.. No po prostu nie rozumiem! 

środa, 25 marca 2015

Ludzkość jest słaba, czy my ułomni?

Każde pokolenie jest pod jakimś względem pierwsze. Każde jest świadkiem narodzin nowych wynalazków, dzieł sztuki, ideologii, wydarzeń historycznych. Moje pokolenie jest pod tym względem wyjątkowe. Na naszych oczach, zanim pozbyliśmy się pampersów - świat stanął na głowie. Mamy teraz mniej więcej 20-30 lat.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które wychowywało się mając dostęp do internetu. Przy okazji, na naszych oczach postać internetu zmieniała się wielokrotnie, często z naszą pomocą.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które chcąc zdobyć jakąkolwiek informację, wykonuje kilka ruchów rękami.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które nie wychodząc z domu, może zobaczyć jak wygląda świat z każdej perspektywy. Google street view pozwala nam przechadzać się po niezliczonej ilości miejsc. Na streamach obserwujemy jak wygląda kula ziemska z kosmosu, ulice większych i mniejszych miast w wielu krajach. Oglądamy zdjęcia prywatne z życia nieznanych nam ludzi na Instagramie.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które tak dosadnie dostrzega skalę nieszczęść na świecie. Na wojnę przez szkło monitora zaglądamy jak do sąsiedniego ogródka. Jest ich tak wiele i każda niesie za sobą taki ogrom nieszczęść, że nikogo nie dziwi malejąca wrażliwość. Kto byłby w stanie funkcjonować z takim obciążeniem? Widzimy wykorzystywanych pracowników w Azji, gwałcone kobiety w Indiach, ginące dzieci w Afryce, biedę za wschodnią granicą. I co? I nic, zaczynamy godzić się z tym, że na świecie tak po prostu jest. Lub zachowujemy pozory, że jesteśmy z tym pogodzeni.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, dla którego komunikacja między kontynentami trwająca co najwyżej kilkanaście godzin jest czymś absolutnie normalnym! Na przedszkolnym podwórku wołaliśmy "Panie pilocie, dziura w samolocie!". Świat bez lotnisk dla nas nie istniał.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które robi sobie selfie. Pierwszym, któremu od maleńkości wpajano "możesz być kim zechcesz", "jesteś tego wart/a", "najważniejsze, żebyś był szczęśliwy", "bądź sobą". Ty, ty, ty! Czyli Ja - Ja jestem najważniejszy, mi się wszystko uda, ja będę szczęśliwy. Tego mam wymagać od życia.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które w dzieciństwie było bombardowane reklamami.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem mającym tak wielką wolność wyboru i swobodę. Być może Polska jest zaściankowa, może nietolerancyjna. Znam jednak ludzi różnych wyznań, o różnych poglądach politycznych, gejów, lesbijki. Znam czarnych, skośnookich, Niemców, Anglików, Hiszpanów. Niepełnosprawnych i upośledzonych. Znam też głupich, puszczalskie i stare panny. Nikt nie jest linczowany, według prawa każdy jest równy - a z perspektywy dziejów, to już dość dużo. Społecznie może jeszcze raczkujemy, jesteśmy jednak na co dzień politycznie poprawni, przynajmniej w realu.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, w którym zmieniło się znaczenie dziecka w rodzinie. Staliśmy się pełnoprawnymi członkami społeczności, którzy powinni być traktowani z większym szacunkiem. Stwierdzenie "dzieci i ryby głosu nie mają" powoli na naszych oczach odchodzi do lamusa. Zyskaliśmy swoje własne prawa dziecka, a wszelkie próby krzywdzenia są ostro szykanowane. Dzieci stały się pępkiem świata.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może dzielić się swoimi poglądami na szeroką skalę. Odkąd mamy internet, każdy może mieć coś do powiedzenia. I każdy ma. Większość z nas jest specjalistami od wszystkiego. Każdy ma swoje zdanie każdy temat i chętnie je wyraża. Często zbyt chętnie. Każdy z nas może też wszystko bez oporu krytykować, zmieszać z błotem i obrazić. W realu poprawność polityczna, w sieci hejterstwo.

Jesteśmy pierwszymi kobietami, dla których wybór ścieżki zawodowej jest czymś naturalnym. Rzadko rozważamy opcję zajmowania się wyłącznie domem. Oczywiście nasze mamy często również pracowały i pracują, to one były najpierwsiejsze. Dla nich jednak sytuacja związana z wyborem była stosunkowo nowa. Dla nas (pomijając okres opieki nad dzieckiem), brak pracy mógłby być czymś zadziwiającym lub dołującym. W świecie który zastałyśmy od dzieciństwa przygotowujemy się do wykonywania zawodu.
Jesteśmy też pierwszymi mężczyznami, którzy muszą zaakceptować i dopasować się do tej sytuacji.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, dla którego nie istnieją kanony sztuki. Każda muzyka jest dobra, bo każdy ma prawo mieć inny gust. Każdy może zostać artystą, bo każdy może wyrażać się na swój sposób. Każdy może krytykować bo każdemu podoba się co innego. Żyjemy w czasach, w których wystarczy zerzygać się po imprezie, zrobić zdjęcie i nazwać to sztuką.



Przy okazji, jesteśmy pierwszym pokoleniem bez tabu. Widzieliśmy już autentycznie wszystko. Każdego pryszcza na tyłku Miley Cyrus, każdą możliwą pozycję seksualną na RedTube. Jeśli zbłądzimy zbyt daleko, możemy zobaczyć na własne oczy nawet stosunki ze zwierzętami! Gdy dzieje nam się coś paskudnego na ciele, radzimy się wujka Google i dowiadujemy się że ropa w okolicy paznokcia oznacza coś takiego, a znamię koloru czarnego coś innego. Ba! Możemy nawet porównać swoje z innymi. 100 zł za wizytę u dermatologa ciągle na naszym koncie.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem kultu młodości. Jasne, tysiąc i sto lat temu również próbowano wynaleźć eliksir wiecznej młodości. Autorytet miała jednak starszyzna, doświadczona i mądra. Dziś telewizja pokazuje nam pomarszczonych i siwych tak rzadko, jakby byli eksponatami niewartymi uwagi. Starzy się nie znają, nie nadążają. W życiu codziennym "stare baby" i "stare dziady" zawadzają nam w tramwajach. Czujemy się niekomfortowo gdy nas zaczepiają, a przecież oni tylko proszą o odrobinę uwagi. Nie mamy czasu na starych.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które tak przyspieszyło. Wszystkie te technologie, pomocne bądź nie sprawiły, że żyjemy w ciągłym biegu. Chcemy nadążać nad wydarzeniami, trendami, nowinkami - najlepiej z każdej dziedziny. Ostatecznie z każdej pobieżnie. Znamy wszystkie nowe knajpy w mieście, wiemy z kim warto się zadawać, jakich apek używać, co czytać, na co iść do kina. Czasem mam wrażenie, że na samo "nadążanie" potrzebujemy tyle czasu, że nie starcza by gdziekolwiek się wybrać.



Jesteśmy pierwszym pokoleniem zrewolucjonizowanym seksualnie. Z seksem nie czekamy do ślubu (o ile w ogóle decydujemy się na śluby). Wiem, wcześniej też nie każdy czekał. Ale my robimy to całkiem oficjalnie. Również oficjalnie, choć może ciut dyskretniej imprezy kończymy w łóżku nieznajomej/go. Nie nabieramy rumieńców, na dźwięk słowa "seks".

Dużo tego. Tutaj i tak pewnie o wiele za mało. Jesteśmy pierwsi, pierwsi do bólu w tak wielu sprawach. Mam jednak wrażenie, że nie jesteśmy pierwsi - wygrani. Pierwsi wystartowaliśmy, lecz w drodze na metę zdążyliśmy się już porządnie pogubić. Dorośli zarzucają nam egocentryzm i roszczeniowość. Jacy oni byli by w naszej skórze?